Kiedy ktoś dowiaduje się, że po godzinach, w szeroko rozumianym internecie zajmuję się produktywnością, to słyszę, że mojemu rozmówcy brakuje czasu, żeby… czytać o zarządzaniu swoimi działaniami w czasie. Mały paradoks. Jak myślisz, dlaczego tak może się dziać?
Mogę wszystko
Panuje tu i tam ciekawe przekonanie, że absolutnie wszystko da się zorganizować i wcisnąć w kalendarz. W pewnym sensie owszem, ale z małymi zastrzeżeniami. Jakim kosztem? Czy zawsze to ma sens? Dlaczego mimo różnych starań wciąż masz poczucie, że brakuje Ci czasu? Analizowałam ten temat jakiś czas i zdefiniowałam dwa powody. W którym z nich widzisz siebie?
Okradziony z czasu
Zanim stwierdzisz, że absolutnie nic nie jesteś w stanie wcisnąć w swoim kalendarzu i jesteś urobiony po pachy to pozwól sobie na pewien eksperyment.
Złodzieje czasu – tak nazywam różne rzeczy, które nam ten czas zabierają, choć tak naprawdę to sami jesteśmy swoimi złodziejami (ja swoim też bywam, żeby nie było!). Bowiem to my sami decydujemy się podjąć jakąś aktywność. Nawet jeśli pomógł nam w tym sztab osób, stojących za tym, aby Instagram był tak wciągający, jak nowy odcinek Gry o Tron. Właśnie, social media. Moje osobiste top of the top rzeczy, które kradną czas lub dają wrażenie czasu przeciekającego przez palce. Czy są złe? Dla mnie nie, uwielbiam social media! Ale czy zabierają czas? Owszem.
A propos social mediów – Nie chcę być dobrze poinformowana. Wiesz dlaczego?
Wydaje Ci się, że mało czasu spędzasz w Internecie? Prawdopodobnie masz rację – prawdopodobnie tylko Ci się wydaje. Mi przynajmniej tak się wydawało do czasu, kiedy zaczęłam ten czas spędzony w Internecie mierzyć. Serdecznie polecam Ci zainstalowanie aplikacji na telefonie i na komputerze (może być wtyczka do przeglądarki) śledzących czas spędzony przez Ciebie w internecie. Urządzenia z iOS z tego co wiem mają tę funkcję wbudowaną. Podobnie w ustawieniach Facebooka i Instagrama możesz (nie)stety sprawdzić te wartości. Bardzo polecam analizę swoich aktywność z całego tygodnia. Możesz się zdziwić. 🙂
Skala w tym przypadku naprawdę robi różnicę! 15 minut dziennie być może nie robi wrażenia, ale w skali miesiąca to 7,5 godziny! Ponad doba! 15 minut spędzone w Internecie dziennie to jednak bardzo atrakcyjny scenariusz. 🙂 Sprawdź ile czasu Ty spędzasz w aplikacjach lub przed telewizorem.
Przy okazji dowiedz się jak w prosty sposób ograniczyłam korzystanie z serwisu YouTube.
Możesz też stwierdzić “no dooobra, ale człowiekowi odrobina relaksu i odprężenia się należy”. Oczywiście, że tak! Pytanie, czy Internet Ci to faktycznie daje. Jeśli tak – w porządku, jeśli nie to może warto się nad tym tematem pochylić?
____
BTW. Jeśli chcesz się tematem walki z rozpraszaczami zająć konktetnie to sięgnij po moją najnowszą książkę. Kliknij TUTAJ. Właśnie trwa przedsprzedaż i książka jest w bardzo promocyjnej cenie. 🙂
____
Nietrafiony, ale nadal zatopiony
Może być tak, że przeprowadzisz eksperyment, o którym wspominałam i okaże się, że czas nie przecieka Ci przez palce na siedzeniu w telefonie, przed komputerem czy telewizorem.
A nadal brakuje Ci czasu.
Przejdźmy więc do drugiego powodu.
Od przybytku głowa (nie) boli
Jeśli już wiesz, że nie marnujesz dzikiej ilości czasu (ponad Twój własny poziom akceptacji, Twoje życie – Twoje zasady) to nie mam dla Ciebie dobrej wiadomości.
Masz w swoim życiu za dużo na głowie. PO PROSTU.
Nie oszukasz doby. Nie oszukasz też możliwości swojego organizmu. Doba ma (tylko, albo aż) 24 godziny i żadna magia, żadna organizacja nie sprawi, że wyciśniesz z niej choćby minutę więcej. Pewne czynności, zajęcia trwają określony czas i tyle. Jeśli suma tych czynności przekroczy Ci dobę, tydzień, czy jakikolwiek wyznaczony czas to trudno.
Rozwiązanie
Jednym z wyjść jest robić mniej. “Hehe” – może myślisz sobie. Wszystko ma swoje granice, nasze ciało i psychika również.
Ja jestem na etapie świadomej niekompetencji – wiem, że mam tendencje do pracoholizmu i muszę na to bardzo uważać, jeśli chcę o siebie dbać. Możesz przeczytać więcej o tym, czym dla mnie jest produktywność, abyśmy mieli spójną definicję.
Jakkolwiek stwierdzenie “robić mniej” może Ci się w Twojej sytuacji życiowej wydać śmieszne (ale to nadal jest jakaś myśl!) to możesz zacząć… delegować. Z jakiegoś powodu panuje w społeczeństwie przekonanie, że wszystko trzeba robić samemu. Uważam je za szkodliwe i nie podzielam go. Delegować zadania można w różnoraki sposób – zarówno za pieniądze, jak i bezpłatnie.
Najprostszym przykładem, który dostępny jest dla większości osób (chyba, że mieszkasz sam) to rozdelegowanie nadmiaru swoich obowiązków sprawiedliwie między wszystkich domowników. Tak, moja prywatna opinia jest taka, że wszyscy domownicy są tak samo odpowiedzialni za życie rodzinne (stosownie do wieku) – emocjonalne, finansowo i w zakresie organizacji czy ogarniania codzienności. Jak Ty rozegrasz ten temat w swoim domu pozostawiam po Twojej stronie.
Wiemy już z powodu pierwszego opisanego w tym artykule, że małe rzeczy robią duży efekt w skali. Podobnie jest z delegowaniem (niektórych, większości, a może wszystkich?) np. zajęć związanych z opieką w zakresie porządku nad domem.
Wiadomo, że każdy etap w życiu ma swoją charakterystykę, więc nie zawsze w budżecie mogą być środki na to, aby coś oddelegować. Tu niestety też nie ma magii – z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli jednak możesz/możecie sobie na to pozwolić – warto rozważyć odciążenie się w niektórych kwestiach. Zwłaszcza, jeśli Twoja stawka godzinowa jest wyższa, niż będziesz płacić za wybrane usługi. Poza odzyskiwaniem czasu dla Ciebie ma to też inne pozytywne skutki. Te skutki szczególnie wybrzmiewają dla kogoś takiego, jak ja, kto jest całym sercem za przedsiębiorczością – dajesz innym pracę i pozwalasz im zarabiać na ich życie.
Daj znać, co myślisz. W którym z tych powodów widzisz siebie?
Zdjęcie: AJ Garcia