Co jest nie tak z work-life balance? Korpodywagacje

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 7 min

O work-life balance można napisać książkę. Albo nawet dwie. To też całkiem „modny” ostatnio temat, no bo to ważne, żeby mieć równowagę pomiędzy korpocappuccino a korpoespresso. Wiem, że to był suchy żart, ale ja lubię suche żarty, więc sobie ich nie żałuję. ?

Skąd w tytule „korpodywagacje”? Pracuję w korpo. Pracowałam w nie-korpo. Pracowałam w jednostce naukowej. Za pieniądze i za darmo też (nie polecam generalnie). Z tego względu wierzę, że spojrzę na ten temat z różnych stron. A spojrzę z pewnością nie raz, ponieważ work-life balance to wdzięczny temat do pisania (i dzielenia się własnymi wnioskami), ale w szczególności – do rozmyślań (nad sobą i swoim życiem, do czego zachęcam).

Co to za stwór, ten work-life balance?

Pewnie wszyscy znają, ale gdyby ktoś nie wiedział o co kaman to przyswójmy sobie parę informacji podstawowych.

Idea work-life balance pojawiła się w XX wieku w Wielkiej Brytanii.

Przyznam, że mam „problem” z tą nazwą. Nazwa sugeruje rozdzielenie pracy (work) i życia (life), w końcu mówimy o równowadze work-life.

Traktując ten termin dosłownie można powiedzieć, że dążymy do równowagi między pracą a życiem. To ja się więc pytam czym jest praca w takim razie? Nie żyjesz wtedy? Nie doznajesz różnych emocji, ustają Twoje funkcje życiowe, nie zmagasz się z czymś? No pewnie, że nie. Praca jest elementem życia! Nawet jeśli nienawidzisz swojej pracy i cały dzień chodzisz zły jak osa. Najbardziej szkodzisz sobie, nie swojemu szefowi czy kolegom w pracy – trucizna truje najbardziej naczynie, w którym się znajduje.

Tak czy inaczej, te 8 godzin spędzone „na etacie” (w swoim biznesie też, tylko często to więcej niż 8 godzin) to godziny Twojego życia.

W innym rozumieniu – zdecydowanie bardziej sensownym – work-life balance to równowaga pomiędzy różnymi aspektami życia: karierą, szeroko rozumianymi relacjami, troską o zdrowie, jakąś rozrywką. Brzmi sensowniej? O tym, jak interpretować równowagę będzie innym razem.

Niemniej – nazwa nadal może być myląca, a rozumienie terminu szkodliwe, jeśli potraktujemy je dosłownie.

Polak pracujący

Przeciętnie Polacy spędzają rocznie 1832 godziny pracując 1. To więcej niż każdy z naszych sąsiadów geograficznych. To także więcej niż Norwedzy, Holendrzy, Austriacy czy Brytyjczycy. 

Czy to dobrze, czy to źle? Trudno powiedzieć. Ocena zero-jedynkowa mogłaby być krzywdząca. Prawdopodobnie należałoby przeanalizować nieco więcej czynników niż liczba godzin przepracowanych w ciągu roku.

Szczęśliwy naród? No nie wiem

Istnieje coś takiego jak World Happiness Report – ranking najszczęśliwszych krajów.

W zestawieniu z lat 2016-2018 2 znajduje się na 40. miejscu. Najszczęśliwsi są m.in. Finowie, Duńczycy i Norwedzy przepracowujący znacznie mniej godzin rocznie niż Polacy.

Owe zestawienie bierze pod uwagę chociażby:

  • realne PKB na jednego mieszkańca,
  • poziom korupcji,
  • oczekiwana długość życia w zdrowiu,
  • dostęp do opieki medycznej,
  • bezpieczeństwo zatrudnienia,
  • relacje rodzinne (zastanawiam się w jaki sposób ktoś chce taki czynnik zmierzyć możliwie obiektywnie, nawet jeśli obiektywizm jest rzeczą względną :)),
  • przestrzeganie swobód obywatelskich. 

Czynnika, którego w tej ocenie mi brakuje, to mentalność mieszkańców danego kraju, ich ogólne podejście do pracy. Kiedy w pracy spędzamy 1/3 tygodnia roboczego (pracując na pełen etat w Polsce) to to, jak czujemy się w pracy, jak o niej myślimy, ma niebagatelne znaczenie.

Praca „meh”, czy jednak bardziej „cool”?

Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce kult pracy nadal kwitnie (choć mam nadzieję, że lekko już więdnie). Być może to jest jedna z przyczyn dlaczego przodujemy w liczbie godzin spędzanych w pracy.

Czy da się jednak podejście do pracy „zmierzyć” jakkolwiek? Nie wiem. Lubię obserwować jednak społeczeństwo. I obserwuję różne podejścia do pracy. Począwszy od zwykłego „moja praca jest ok”, przez „marzę tylko o powrocie do domu!”, do „absolutnie uwielbiam to, co robię!”.

Andrzej Tucholski 3, słusznie zresztą, powiedział kiedyś, że jeśli nie lubimy swojej pracy, to możemy polubić siebie w swojej pracy. Możemy znaleźć w niej wartość. Wartość, którą dajemy innym ludziom lub wnosimy ogólnie do świata. Cokolwiek co nada jej sens. W końcu każda praca ma jakiś cel. Chyba, że ma być bezsensownym zachrzanianiem na pokaz (Po co Polakom odpoczynek, skoro mogą pracować jeszcze więcej?).

Można zmieniać pracę, co może być dla wielu zbyt wymagające w tym momencie (z różnych powodów). To, co możemy jednak zmienić znacznie łatwiej, to nasze postrzeganie jej, myślenie o swojej pracy. 

Podejście do pracy

Każde utyskiwanie na pracę (niektórym zdarza się to robić bite 8 godzin) to zużywanie naszej energii, zużywanie zdolności decyzyjnej. A po pracy życie toczy się dalej. Celowo napisałam „toczy się dalej”, a nie „zaczyna się”. Tej zdolności decyzyjnej potrzebujesz też do tego, aby być bliżej rzeczonej równowagi. Aby mieć czas dla siebie, dla rodziny, dla bliskich, na swój rozwój czy ruch (jeśli są to obszary dla Ciebie ważne). 

Mam takie poczucie, że gloryfikowanie „odcinania się” od pracy nie jest korzystne. Ciągłe myślenie o niej po jej zakończeniu też nie (patrz: efekt Zeigarnik).  Jak sobie z tym poradzić możesz posłuchać w tym odcinku podcastu (lub przeczytać w wersji tekstowej): Jak przestać myśleć o pracy po pracy? 3 strategie [#001]

Tak całkiem serio, ku refleksji: czy jeśli muszę się chamsko odciąć od pracy i absolutnie „mieć wszystko [co z pracą związane] gdzieś [i teraz to dopiero zaczyna się życie – po pracy]” to czy to brzmi zdrowo? Czy to w ogóle trąci tą równowagą? Z mojego punktu widzenia – zupełnie nie. Brzmi jak kierat, który samo sobie w głowie zakładamy.

Równowaga zaczyna się więc zawsze w głowie. W szczególności od potraktowania pracy (w jakiejkolwiek formie) jako nieodłącznego elementu życia. Dopiero potem ma szansę pojawić się i przynieść korzyść jakiekolwiek działanie.

Cdn.

__________

Jednym z narzędzi do oceny zadowolenia w różnych obszarach życia jest Koło Życia. Możesz je wykonać zupełnie bezpłatnie. Zapisz się poniżej!

__________

Zdjęcie: Charles Koh.

__________

Przypisy:

  1. Dane według OECD z 2018 roku (https://www.oecd-ilibrary.org/economics/international-productivity-gaps_5b43c728-en).
  2. https://s3.amazonaws.com/happiness-report/2019/WHR19.pdf
  3. Polski psycholog oraz twórca internetowy.​

Przeczytaj też

Zostaw komentarz

7 komentarzy

tarapatka 07.05.2020 - 12:39

Nie narzekam na swoją pracę, ale po niej faktycznie chcę się nieco odciąć i skupić uwagę na czymś zupełnie innym 😉

Odpowiedz
Monika Torkowska 07.05.2020 - 13:19

Super, że masz pracę, która nie ściąga w dół ?

Odpowiedz
Marek Bartłomiej Cabak 07.05.2020 - 14:01

Czekam na ciąg dalszy. Nie spotkałem się wcześniej z określeniem work-life balance, choć kiedyś nad tym myślałem, nie nazywając tego w ten sposób. W World Happiness Report znajdujemy się praktycznie na samym końcu, co może skłaniać do przemyśleń.

Odpowiedz
Monika Torkowska 25.05.2020 - 13:03

Wiesz, zawsze ktoś będzie na początku, a ktoś na końcu. 🙂 Nie mniej, jeśli połączymy to z nastrojami naszych rodaków w ogóle to hmm… faktycznie, jest powód do przemyśleń.

Odpowiedz
Rafał Walaszek Bogaty z Wyboru 07.05.2020 - 23:40

Gdy jeszcze pracowałem, po wyjściu z pracy zostawiałem ją za drzwiami. Mogę powiedzieć, że spokojnie 90% zatrudnionych w firmie, brało ją do domu. I nie, że samą pracę, bo tak się nawet nie dało. Ale wszystkie afery, ploteczki, przeżywanie przyszłych obowiązków czy kiepską atmosferę a nawet mobbing. Szkoda na to życia, zdrowia i nerwów. To nie była praca ani cool, ani meh, bardziej yuck.

Przybrało to już zbyt przegięty poziom, więc zwolniłem się z dnia na dzień. Nie pracuję od około 10 miesięcy. Pozwala mi na to poduszka finansowa. Teraz zajmuję się tylko tworzeniem treści i promocją swojego bloga. Work-life balance mi się zaburzył, bo jednak większość dnia spędzam na czymś związanym z blogiem, ale chcę tego. Nie wiem, czy do końca zaszufladkowałbym to do kultu pracy, po części to dla mnie przyjemność.

Odpowiedz
Monika Torkowska 25.05.2020 - 13:10

Pamiętam, pisałeś na blogu o tej zawodowej zmianie. Tym bardziej podziwiam i kibicuję, jeśli byłeś w tak nieprzyjaznym miejscu. Z mojej perspektywy to, co opisujesz to nie jest kult pracy. Jeśli ktoś spojrzy z boku na działalność takich osób jak ja czy Ty (choć ja pracuję na etacie też) to może się wydawać, że tej pracy jest sporo. I to pewnie może być prawda. Sedno jednak tkwi głębiej – w naszym prawdziwym (nie)zadowoleniu z tego i intencji.

Odpowiedz
Rafał Walaszek Bogaty z Wyboru 25.05.2020 - 18:17

No proszę, miło, że to u mnie wyczytałaś 🙂 Takich miejsc jest niestety pełno, a ludzie stawiają wyżej pewność zatrudnienia od zdrowia psychicznego. Okropne, chyba muszę o tym zrobić oddzielny tekst. Nie ma co drżeć o pensję, jakaś praca znajdzie się zawsze. A jeśli nie, to może właśnie nadarza się okazja do spróbowania sił na swoim. Na czymś, co jednocześnie daje nam zarobek, ale i zadowolenie?

Odpowiedz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej