Jak zapewne wiesz (a jeśli jesteś tutaj pierwszy raz to właśnie się dowiadujesz) jednym z kierunków, które ukończyłam jest informatyka i pracuję jako programista. Pomyślałam, że opiszę przynajmniej część mojej historii wierząc, że zainspiruje to wahających się do kolejnego kroku, a tych, którzy żadnych kroków nie wykonują zaciekawi.
Szkoła podstawowa
Dlaczego cofam się aż tak daleko? To właśnie w szkole podstawowej dostałam od rodziców mój pierwszy komputer. Pamiętam tę fascynację! Jego główne zastosowanie wówczas to dłubanie w programach pakietu Microsoft Office, granie w gry, instalowanie programów dołączonych do płyt z Komputer Świat. Tak, kupowałam wszystkie numery! Do dziś pamiętam tę ekscytację, która towarzyszyła mi podczas tej (jakże zaawansowanej) czynności jaką było zainstalowanie z płyty gry Beetle Juice.
Podczas jednej z uroczystości rodzinnych na pytanie o to kim będę odpowiedziałam, że “informatykiem!”. Nie miałam bladego pojęcia na czym polega ten zawód, ale miłość do komputerów była!
Gimnazjum
Lubiłam informatykę, ale trochę się tam nudziłam. Pojawiły się pierwsze zadania z HTML, ale nieszczególnie mnie porwały. Zainteresowałam się wtedy trochę bardziej obrabianiem zdjęć w pewnym znanym programie na “P”. Byłam totalnym samoukiem, bardzo mnie to wciągało jednak nadal nie trafiłam na programowanie samo w sobie. Do dziś mnie to zadziwia.
Liceum
Z różnych powodów – jestem na profilu medycznym (biol-chem-fiz plus łacina). Nadal nuda na informatyce.
Studia
Na drugim roku mojego pierwszego kierunku poznałam mojego (teraz już) męża, który studiował wówczas informatykę. Pamiętam, jak opowiadał mi w moim dziewięciometrowym pokoiku wynajmowanym na dwie osoby o tym co robi. W głowie miałam myśl “czemu ja tak nie mogę?!”. O pozytywnym wpływie otoczenia napiszę w osobnym wpisie. Nawet jeśli, Drogi Czytelniku, jesteś osobą przymierzającą się do zmiany branży i masz poczucie, że w swoim otoczeniu wsparcia masz zero – pokażę Ci inną drogę gdzie to wsparcie znaleźć.
Wracając.
Żeby nie było – mój pierwszy kierunek tematycznie też jest bardzo ciekawy i przyczynił się do poszerzenia moich horyzontów myślowych o świecie. Napiszę o nim więcej innym razem.
Ta myśl o informatyce ciągle nie dawała mi spokoju.
W międzyczasie biorę udział w stażach, jeżdżę na konferencje, współpracuję z jednostką naukową (wychodziłam i wychodzę z założenia, że warto już na studiach budować swoje CV).
Mentalność
Chciałabym zatrzymać się tutaj na chwilę – miałam w głowie myśl, że ja nie mogę tak, jak ktoś. W tym przypadku – programować jak mój chłopak. Bo przecież byłam w liceum o profilu medycznym, teraz jestem na studiach już, zdawałam rozszerzoną chemię i biologię na maturze. Swoją drogą zobacz mój film:
Teraz, po tych kilku latach myślę sobie, że te myśli były kompletnie ograniczające! Nawet teraz czasem się łapię na autosabotażu, a od tamtego czasu minęło kilka lat. Co więcej – w produktywności również nas one dotykają, ale to już temat na inną historię…
Wniosek? Sami się bojkotujemy przed krokiem naprzód.
Pierwszy krok
W końcu mnie olśniło – pójdę na informatykę (nie wiem wtedy jak to zrobię). Mówię o tym mojemu ówczesnemu chłopakowi, teraz mężowi. Zaczynamy przeliczać moje punkty z matury. Czy wystarczy mi ich? Czy będę musiała zdawać dodatkowo jakiś przedmiot? Wychodzi na to, że wystarczy. Rekrutacja we wrześniu.
W międzyczasie odkładam stypendium, które dostaję. Liczę, że jeśli się dostanę na studia to odłożona kwota wystarczy mi na pokrycie pierwszego roku drugiego kierunku studiów, a potem pójdę do regularnej pracy. Niecny plan.
Pierwsze zlecenia w IT
W maju zaczynam dorabiać sobie w postaci zleceń – moich pierwszych w ogóle zleceń w branży IT. HTML i CSS. Nic powalającego, ale w tamtym czasie całkiem fajne, dość rozwijające, atrakcyjne finansowo i czasowo zajęcie. Mogę pracować z domu, dzięki czemu jestem w stanie lepiej manewrować aktywnościami w ciągu dnia. To jest też czas jednej z większych lekcji produktywności dotychczas.
W międzyczasie mam pierwsze “przymiarki” do języka C++. Jakoś się nie polubiliśmy. W sumie nie był to szczególnie zachęcający znak biorąc pod uwagę, że rekrutowałam się na informatykę.
Politechniko witaj
Cud. Dostałam się. No to się zaczyna. Studia I, studia II, zlecenia w IT, w międzyczasie nadal współpracuję z jednostką naukową. Niezłe kombo. Czy mądre? Niezbyt, ale dużo mnie nauczyło.
Nakładają mi się niestety sesje na obu kierunkach. Ludzie nie wiedzą jak to robię. Ja wtedy też nie (teraz już wiem).
Studia razy dwa
Zostaję inżynierem z pierwszego kierunku, rekrutuję się na magisterkę. Mimo wszystko niezbyt mądry ruch, ale – jak się później okazuje – opłacalny, ponieważ na piątym roku pierwszego kierunku zgarniam wszystkie stypendia, łącznie ze Stypendium Ministra Edukacji Narodowej (drugi raz). Interesujące. Mały dopisek – to wynik procentującej działalności naukowej w skali kilku lat.
Ech, ta magisterka…
Miałam mieć skończoną magisterkę z pierwszego kierunku w styczniu 2016 – nie wyszło. Z różnych powodów.
Wcześniejszy plan był taki, że od stycznia siedzę, cisnę naukę, rekrutuję się do pierwszej “poważnej” pracy jako “programista”. Ten temat przeciągnął się niestety do wakacji ze względu na opóźnioną obronę tytułu magistra. Czekała mnie trudna decyzja. Nie idę teraz do żadnej pracy, uczę się i podążam dalej starym planem (tylko przesuniętym o kilka miesięcy). Alternatywnie – zostaję w “starej branży”, korzystam z dobrego czasu na rekrutację (rozdanie grantów i inne), ale opóźniam w ten sposób wejście w informatykę. Ryzyko całkiem spore, ponieważ przy braku powodzenia mojego informatycznego planu musiałabym iść do jakiejkolwiek pracy (w pierwszej branży czas na rekrutację byłby już wtedy wybitnie niekorzystny).
Domyślasz się zapewne, że zdecydowałam się pójść za moją programistyczną wizją.
Rekrutacja
W międzyczasie robię research i tworzę listę firm w Poznaniu, które mogą mnie zatrudnić. Do dziś mam ją w Evernote. Znalazło się na niej ponad 50 punktów. Nieźle. Napawało mnie to nadzieją.
Zaczynam rozsyłać CV (bodajże) pod koniec września. Odpadam na Codility. Trochę zabolało. Uczę się dalej. Odzywa się kolejna firma. Test językowy, rozmowa techniczna, czekam na odpowiedź. Gdzieś w międzyczasie kolejna firma zaprasza mnie na rozmowę. Idę mając wrażenie, że umieram. Na rozmowie idzie mi całkiem nieźle, dostaję zadanie do wykonania.
Oddzwania firma, która odezwała się jako druga. Biorą mnie! Miałam wrażenie, że wygrałam życie. Euforię przypłaciłam oczywiście migreną. Przerywam rekrutację w trzeciej firmie, co było błędem z perspektywy czasu.
Jeszcze bardziej miałam wrażenie, że wygrałam życie, kiedy wracałam do domu z teczką, w której znajdowała się umowa. Nie da się tego uczucia porównać do niczego. Mój gallupowski osiągacz triumfuje. Dowiozłam przed samą sobą!
Początek nowego
Czy to wtedy, w 2016 roku, zostałam “programistą”? Raczej nie. Wtedy tak naprawdę zaczęła się kolejna historia…
__________
Zdjęcie: Fernando Hernandez
__________