Po co Polakom odpoczynek, skoro mogą pracować jeszcze więcej?

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 7 min

Kiedy zaczynasz odpoczywać i myślisz co powinieneś teraz robić zamiast odpoczywania… Ile zaległej roboty czeka, aż wyjdziesz z tego niby-hedonistycznego stanu, w którym nie zasuwasz, a powinieneś? Jak bardzo nie potrafimy odpoczywać? Jak namiętnie tarzamy się w gloryfikowaniu ciągłej pracy? Pracy, która mówi o tym, ile podobno jesteś wart. Jak bardzo nieproduktywny jesteś, kiedy nie zasuwasz tak, jak zasuwają inni… 

Jakiś czas temu trafiłam na felieton Jarosława Górskiego o bezsensownej pracy po polsku (fantastyczny!). Jakkolwiek napisany dość siarczyście, tak nie można odmówić mu trafienia w sedno i zwrócenia uwagi na poważny problem społeczny. Problem, który – moim zdaniem – szeroko w Polsce występuje. Piszę „w Polsce” ponieważ w Polsce mieszkam i przede wszystkim temu społeczeństwu mogę się przyglądać. 

Im bardziej jesteśmy podatni na wpływ środowiska tym bardziej uderza w nas kult pracy. Załóżmy, że ktoś może pozwolić sobie na wakacje kilka razy w roku. Jaki komentarz może go spotkać? „Oho, powodzi się! Pracować się nie chce.” Być może taka uszczypliwość nie bywa intencjonalna, ale jednak niektórzy nie mogą się wręcz powstrzymać. Naprawdę, nie musimy mówić zawsze wszystkiego, co nam na myśl przyszło. ?  Matka zostająca w domu z dzieckiem przez kilka lat, bo tak chcą i zadecydowali jako rodzina (z „wyższych” powodów niż finansowe programy rządowe dla rodzin) może być traktowana w niektórych środowiskach jak człowiek gorszego sortu, który nominalnie nie przynosi do domu pieniędzy. Tych sytuacji jest mnóstwo. Dajmy ludziom żyć

Wracając do felietonu. Naszła mnie taka refleksja. Jak się ma taki namiętnie uprawiany kult pracy do rzeczywistej produktywności? Jak możemy pozostać w równowadze ulegając jemu? Długofalowo, bez zadbania o każdy istotny aspekt życia, nie ma mowy o produktywności. Zmęczenie zniechęcenie, stan depresyjne – to bojkotuje Twoją produktywność. Nie wspominając o problemach w relacjach międzyludzkich. Aby działać efektywnie i być zadowolonym z obszarów, które są dla Ciebie ważne potrzebujesz energii, aby zadbać o każdy z nich.  

Kult pracy przynosi, z mojej perspektywy, więcej szkody niż pożytku. W szczególności takiej pracy bezsensownej i na pokaz, o której pisze Jarek Górski w swoim felietonie. Przyznam szczerze, że mam alergię na taką mentalność. Kiedy myślę o produktywności to zastanawiam się czasem jak inni ludzie ją rozumieją. Trochę się obawiam, że produktywność jest rozumiana jako ten felietonowy „widoczny zapierdol”. Bo jak nie widać, że pracujesz, to tak, jakbyś nie pracował i był nieproduktywnym  darmozjadem. Chciałoby się wręcz rzec, jak Radek Kotarski, że nic bardziej mylnego. 

Tym nieproduktywnym darmozjadem można być nawet nie w oczach innych, a we własnych oczach! Patologiczne autociśnienie, że kiedy pracujesz, to jesteś cacy. Jak przestajesz i zaczynasz odpoczywać, to się zastanawiasz co powinieneś w tym czasie robić zamiast. Dostrzegasz to błędne koło?

Skąd się to bierze? W pierwszym rzucie prawdopodobnie z domu, w którym się wychowaliśmy. W drugim, idzie już z górki: szkoła, praca, społeczeństwo. Potrzeba całkiem sporo wewnętrznej siły, żeby przemyśleć czy mi odpowiada taki stan rzeczy i ewentualnie – co z taką mentalnością zrobić. 

„Nuda” jest motorem napędowym kreatywności. To wtedy, kiedy nic nadzwyczajnego nie robisz przychodzą do głowy najlepsze pomysły. Znajdujesz rozwiązania problemów. Produktywność nie oznacza, że ciągle trzeba coś robić. Produktywność oznacza, że robisz rzeczy właściwe, we właściwym czasie. To jest także odpoczynek! To siedzenie i myślenie. ? Czas dla siebie, czy dla bliskich. 

Przypomniał mi się taki żart o studentach (chyba kierunku lekarskiego). Że znajdują notatki, nie wiedzą co to za notatki, ale „skserujmy, bo się mogą przydać”. Pół żartem, pół serio dochodzimy do tego, że bezmyślne działanie stoi zupełnie w opozycji do produktywności. Produktywnie, to też wydajnie. Jak być wydajnym, kiedy pracuje się i robi dużo bez zatrzymania i zastanowienia się, czy robię to, co powinienem, to, czego chcę, czy w ogóle podążam we właściwym kierunku? Bo wiesz, potem trzeba zawrócić z tej niewłaściwej drogi. I na tym można stracić kawał życia… 

Mam poczucie, że moim obowiązkiem jest wnoszenie jakiegoś dobra w społeczeństwo. Czy to na poziomie pozytywnego wpływu na gospodarkę, czy poprzez wnoszenie wartości w życie innych ludzi, inspirowanie ich do zmian, dostarczanie dobrych narzędzi i rozwiązań, których sami nie muszą już szukać. Z innej znów strony patrząc, żerowanie na cudzej pracy nadal ma się całkiem dobrze. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy człowiek będzie patrzył na te kwestie w ten sam sposób. Nikt z nas nie jest w 100% obiektywny. Uważasz inaczej?

Tak, jak Andrzeja Tucholskiego (swoją drogą, bardzo lubię jego twórczość i polecam) wkurza, że nie mamy nic między zasuwaniem a hedonizmem, tak mnie drażni, że nie gloryfikujemy przede wszystkim jakiegoś balansu. Albo gloryfikujemy zbyt mało. Balansu, w którym można po prostu dobrze żyć, pracować i odpoczywać. Jeśli chcę, aby moje działania były produktywne w perspektywie wielu lat, to pokuszę się o stwierdzenie, że bez życiowego balansu może być to stan nieosiągalny.  

Dla każdego ten balans będzie oznaczał coś zupełnie innego. Jeśli uwielbiasz to, co robisz, to prawdopodobnie pracujesz więcej. Jeśli czujesz się z tym dobrze, to nic tylko się cieszyć. 

Dlaczego daję sobie poniekąd prawo do tego, aby pisać na ten temat? Aby pisać o takiej trochę „odpowiedzialności za własny balans między życiem a pracą„? Bo najzwyczajniej w świecie byłam kiedyś w tym miejscu, w którym na własne życzenie przeholowałam. Wówczas nie potrafiłam tego balansu stworzyć. Na własne życzenie naraziłam się na wieloletnie skutki wejścia w taki tryb. Tryb, gdzie pracy jest za dużo, a odpoczynek prawie nie istnieje. 

Jak za(nie)dbane są u Ciebie poszczególne obszary życia możesz dowiedzieć się z ćwiczenia Koło Życia. Przygotowałam wieloletni arkusz, który możesz pobrać do siebie i wypełnić. Sprawdź!

Nadal czuję, że ta presja, o której pisze Górski, istnieje. Presja ciągłej pracy i wymuszonych społecznie wyrzutów sumienia, kiedy człowiek chce się najzwyczajniej w świecie pobyczyć, bo czasem chyba można. Przez lata zrobiłam całkiem spory postęp w tym zakresie, tak mi się przynajmniej wydaje. Życzyłabym sobie, aby tendencja była ciągle wzrostowa.  

Nie tylko u mnie, ale u każdego z nas.  

W imię stawania się po prostu zdrowym psychicznie społeczeństwem.  

A jak jest z Tobą? Praca? Heonizm? Zasuwanie „bo tak trzeba”? Gdzie jesteś teraz? 

__________

Zdjęcie: Bethany Legg.

__________

Przeczytaj też

Zostaw komentarz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej