bursztyn

Metoda bursztynu, czyli jak odnaleźć sukces w porażce [#079]

przez Monika Torkowska
Czas czytania: 15 min

Słyszymy o uczeniu się na błędach. Najlepiej oczywiście na cudzych a nie na własnych. Wiele osób nie próbuje podejmować wyzwań, bo boi się porażki. W tym odcinku chcę opowiedzieć ci o pewnej metodzie, która pozwala spojrzeć na to, co nie wychodzi, trochę innym, łaskawszym okiem.

Posłuchaj odcinka i zapisz się: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | RSS | wszystkie platformy

Wymienione w tym odcinku

Warto sprawdzić

Podkast do czytania

W tym odcinku

Zanim przejdziemy do właściwej treści odcinka, to dwa ogłoszenia. Po pierwsze – podcast „Między Wskazówkami” niedługo będzie obchodził trzecie urodziny. Z tej okazji pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie zostawić Wam możliwość zadania mi pytania jakiegoś na dowolny temat.

Najchętniej oczywiście na takie tematy, które są związane z tym, o czym rozmawiam w podcaście, ale zostawiam pewną dowolność. Możliwość zadawania takich pytań oczywiście jest cały czas dostępna, bo można do mnie pisać maila, cokolwiek, odzywać się. Natomiast tym razem zostawiam w opisie do tego odcinka link do ankiety. Tam możecie anonimowo wrzucać dowolne pytania.

Kto wie, być może z tego wyjdzie jakiś odcinek albo odcinki specjalne na trzecie urodziny. Zapraszam. A druga rzecz – na podcast z Oliwią Zaborowską będzie trzeba jeszcze chwilę poczekać. Póki co czekają nas trochę inne jeszcze odcinki. A teraz lecimy już z tematem.

W zależności od tego, jaki mamy taki wewnętrzny poziom samokrytycyzmu albo nastawienia do życia, sposobu patrzenia na życie, może być nam czasem trudno dostrzegać te rzeczy dobre. Szczególnie kiedy wprowadzamy jakąś zmianę albo modyfikujemy sposób myślenia – szczególnie wtedy, kiedy nie mamy takiej super cierpliwości w sobie i takiego podejścia do siebie z wyrozumiałością i jeszcze tej zmiany nie ma, jesteśmy w procesie, to może być trudno dostrzegać te dobre rzeczy.

Można „skończyć” z takim ciągłym poczuciem porażki. Z wrażeniem, że ciągle nam nie wychodzi. W tym odcinku właśnie chciałabym zestawić ze sobą takie zewnętrzne oznaki niepowodzenia z wewnętrznymi oznakami postępu. Czyli ktoś na zewnątrz – widząc, że coś robimy, ale to nie poszło po naszej myśli, bo efekt zakładany końcowy był jakiś tam, ale nie osiągnęliśmy tego efektu może stwierdzić, że okej, ta osoba poniosła porażkę, nie wyszło.

Ba, człowiek sam o sobie może w ten sposób myśleć i zupełnie nie dostrzegać małych zmian, drobnych kroków, które będą świadczyły o tym, że tak naprawdę jest jakiś postęp w tym, co się dzieje. Oczywiście podam za chwilę przykłady, o jakie drobne rzeczy czasami może chodzić, żeby to nie było takie oderwane od jakiegokolwiek kontekstu i żeby trochę bardziej ukonkretyzować to, o czym mówię.

Nie chodzi nam w tym wszystkim oczywiście o pudrowanie rzeczywistości, a przynajmniej mi nie chodzi o pudrowanie rzeczywistości, tylko o urealnienie tego, co się naprawdę zadziało. O spojrzenie z różnych perspektyw. Nie tylko z tej krytycznej, nienasyconej, perfekcjonistycznej, nigdy niewystarczającej strony.

Metoda Bursztynu

Ja nazywam to na swoje potrzeby metodą Bursztynu. Jest to bardzo praktyczna nazwa, ponieważ kiedy się przyjrzymy temu, jak wygląda bursztyn, szczególnie ten nieprzezroczysty, bo są różne rodzaje bursztynu. Możesz sobie wyszukać w wyszukiwarce Google Grafika różne bursztyny i im się poprzyglądać, jeśli teraz w głowie jest trudno Ci przywołać obraz bursztynu.

No właśnie, powiedziałam „poprzyglądać”. Kiedy myślimy o tej żywicy, tak po prostu siedząc, to do mojej głowy przychodzi taka myśl, że okej, to jest jakiś tam brązowy kawałek czegoś. Brązowy, pomarańczowy, żółty. Przeróżne są. Kiedy człowiek się nieco zatrzyma i zacznie się przyglądać, to zacznie dostrzegać, że on jest niejednolity.

A kiedy spojrzymy pod światło, to możemy zobaczyć bardzo dużo szczegółów tej żywicy, tego jak ona wygląda w środku, w takim powiedzmy trójwymiarze, bo mamy obiekt trójwymiarowy. Jeśli coś jest na przykład w nim zatopione, a może być zatopione, na przykład jakiś owad, to odbiór tego elementu się zmienia. Podobnie jest z naszymi działaniami, jeśli zaczniemy im się bardziej uważnie i z różnych stron przyglądać.

No właśnie, tylko nie zawsze to jest takie oczywiste, kiedy o czymś myślimy, kiedy nie analizujemy czegoś głębiej, kiedy nie przyjrzymy się dokładniej, kiedy nie poobracamy nieco w naszej głowie danego tematu. Podam Ci kilka przykładów jak efekt stosowania takiej metody u mnie się objawiał w ostatnich kilku tygodniach.

Trenowanie, w sensie wysiłek fizyczny – nawyk, który próbowałam zbudować przez wiele lat i tak naprawdę ostatnie trzy lata, a mam w tej chwili 32 lata to jest taki czas w moim życiu, gdzie ten nawyk mi towarzyszy jest bardzo dobrym przykładem. Żeby dodać Ci trochę kontekstu – ja się miewam na treningach różnie.

Czasem mam tak, że mi się nie chce i wszystko mi się wydaje trudne i wymaga ode mnie dużo wysiłku, a czasem jest tak, że bym cisnęła. Czasami tak niewspółmiernie pewnie do stanu, w którym jestem, albo niewspółmiernie do tego, co jeszcze mam danego dnia do zrobienia. Samodzielne dostosowywanie tego, ile ćwiczę danego dnia, stanowiło i nadal stanowi dla mnie duże wyzwanie.

Był taki jeden dzień, w którym miałam zaplanowany trening i nie czułam się wcale powalająco. Złapałam się na tym, że dużo rzadziej odpalała mi się taka myśl, że a tam, zignoruję to jak się mam, jak już idę na ten trening, to już musi być fest zrobiony. Nie.

Przyszedł taki dzień, w którym pomyślałam, że okej, może fajnie by było, żeby ten trening był konkretny, ale wiem jak się czuję. Dzisiaj nie czuję się zbyt dobrze. Nie wyspałam się, inne rzeczy się działy po drodze i czułam taką wewnętrzną zgodę, takie wewnętrzne przyzwolenie na to, że chcę zrobić inaczej, że nie muszę wykonywać tego najtrudniejszego, najcięższego ćwiczenia, które w ostatnich miesiącach zwykle wykonuję, nastawionego na zrobienie pierwszego podciągnięcia w życiu, tylko że mogę zrobić lżejszy trening i to też będzie okej. A być może nawet dla mojej głowy to będzie bardzo dobry wybór.

Wydaje się czymś małym, natomiast doskonale wiem, że dla mojej głowy to jest bardzo, bardzo duży postęp. Postęp wewnętrzny, który być może z zewnątrz: a bo zrobiła lżejszy trening, wydaje się czymś takim, co część osób nie umieściłoby w ogóle w kategorii sukcesu. Ale zupełnie tajnie chodzi o to, jak ktoś z zewnątrz właśnie by podchodził do danej rzeczy.

Mały wielki postęp

Kolejny przykład – jeśli oglądacie vlogi Agisawy na YouTube, może Agasawa słucha tego podcastu, chociaż raczej w to wątpię. [śmiech] Ale kto wie, świat jest mały, różne rzeczy potrafią człowieka zaskoczyć. Jeśli kojarzycie ją, to być może kojarzycie taki wątek, który pojawił się w jej filmach, że jej trudnością było albo nadal jest to, żeby nie wyzerować na przykład paczki z ciastkami, jeśli już ta paczka z ciastkami w domu jest.

No i przyznaję szczerze, że w relacji z jedzeniem, która dla mnie jest takim dosyć skomplikowanym tematem, o tym może innym razem, to też był temat. To zerowanie rzeczy. Jak już jest coś otwarte, to to nie mogło leżeć takie sobie otwarte, bo nie. Złapałam się ostatnio na tym, że mam kilka jakichś takich małych paczek, które były otwarte przez kilka dni.

Mówiąc „kilka dni” nie mam na myśli dwóch albo trzech. Tylko tak pięć-sześć. Ja wiem, że dla kogoś, kto nie ma problemu z tym tematem, kto ma zupełnie zdrową relację z jedzeniem, to brzmi tak: no faktycznie, żeś laska teraz pojechała, ale wielka mi różnica między dwa a pięć. A ja Ci mówię, że tak, [śmiech] to jest bardzo duża różnica.

To znaczy, że mogło być tak, że każdego dnia miałam ochotę na przykład tę paczkę wyzerować, ale tu jest ten moment na postęp – jadłam tylko jakąś część tej paczki. Nie mam w głowie takiego wspomnienia, że ja się bardzo, bardzo hamowałam, Tylko dawałam sobie przyzwolenie na to, że okej, ja mogę sobie z tej paczki coś zjeść, ale miałam jednocześnie w głowie, że nic się nie stanie, jeśli ona sobie poleży.

Nawet drobna zmiana ma znaczenie

Ponownie – bez takiego przyjrzenia się temu tematowi, bez zauważenia tego w ogóle, że hej, jakieś pralinki są w opakowaniu, ale przecież ja te pralinki kupiłam dawno i one były przez tyle czasu otwarte i ja dopiero teraz wyrzucałam to opakowanie – zupełnie nie miałabym poczucia, że cokolwiek się zmieniło. Przynajmniej w ostatnim tygodniu. Że cokolwiek się zmieniło w tym kierunku, na którym mi zależy, bo zależy mi na tym, żeby nie wyjadać rzeczy do końca, kiedy już są otwarte jakieś paczki. Dla mnie nie ma to sensu, a jest to dla mnie coś ważnego.

Kolejny przykład – czerwcowy. Robiłam kampanię do drugiej edycji Akademii Skupienia, czyli takiego mojego kursu online, w którym przeprowadzam osoby przez proces wypracowania takich własnych sposobów na koncentrację, na fajne skupienie i dzięki temu też na to, żeby mieć życiu łatwiej, luźniej, żeby być może w pracy było nam też lżej. To była bardzo mała kampania. Mała mam na myśli, że nie było wielkiego rozmachu, nie było pierdyliarda treści w social mediach, nie było reklam w ogóle. Tylko kierowałam swój przekaz do osób, które były zapisane na listę zainteresowanych Akademią.

Powiem szczerze, że byłam mega zadowolona z tego, jak ta kampania poszła. Bardzo mnie to zaskoczyło, bardzo byłam zadowolona też z siebie, bo zrobiłam fajną robotę. Fajną robotę pod tym kątem, że ja naprawdę chciałam, żeby ta kampania była mała. Nie chciałam nad tym siedzieć bardzo, bardzo długo, ponieważ mam w tle inne projekty, ale nie chciałam też przedłużać czekania na dołączenie do Akademii, aż zrobię jakąś większą kampanię, bo wiedziałam, że część osób po prostu jest na tej liście od dłuższego czasu.

Ja nie powiedziałam, że ta kampania będzie w jakimś konkretnym momencie, natomiast doskonale wiem, że jeśli skupienie jest czymś, co jest w życiu wezwaniem, to potrafi tak bardzo człowiekowi utruć dupę – już mówiąc wprost – że urasta do rangi naprawdę serio problemu, tak po prostu na co dzień. Mówię to też jako osoba mająca ADHD, ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Szukałam pewnego kompromisu pomiędzy moimi obecnymi możliwościami czasowymi i tym, co chcę robić, a tym, co mogę dostarczyć osobom, które są na liście. Swoją drogą, można się zapisywać na listę zainteresowanych trzecią edycją akademiaskupienia.pl/lista. Tym postępem, tym sukcesem jest to, że ja byłam naprawdę zadowolona z tego, jak tę kampanię zrobiłam.

A Monika kiedyś potrafiłaby bardzo, bardzo narzekać albo wręcz nawet cisnąć się o to, że nie była takiej jebitnej fest kampanii. Mogłaby narzekać też na to, na przykład, że przecież założyłam sobie, że stworzę ileś tam treści, ale stworzyłam ich jednak więcej, bo tak było – stworzyłam treści więcej niż założyłam dla tych osób zapisanych na listę, bo nie mogłam powstrzymać po prostu mojego mózgu, które chce więcej.

Wiem, że to teraz tak trochę brzmi absurdalnie, że mówię o stworzeniu większej liczby treści jako o formie porażki w tym naszym konkretnym temacie. Ale dla kogoś, kto ma tendencję do tego, żeby robić więcej, żeby robić czasami wręcz za dużo, żeby się bardziej cisnąć – dla kogoś, komu perfekcjonizm puka do drzwi absolutnie codziennie, to jeśli ja miałam taką myśl, że okej, ja chcę tę kampanię zrobić rozsądnie, żeby się nie zajechać.

Wymyśliłam jakieś treści, ale ostatecznie troszkę sobie docisnęłam i jednak zrobiłam więcej, to to jest coś, co generuje jakiegoś rodzaju niezadowolenie. To rozjeżdża się z tym, co chciałam, jest jakąś formą niepowodzenia, bo mogłam po prostu się jakoś zatrzymać, ale tego nie zrobiłam.

Tym postępem przy tym przykładzie jest to, że okej, ja zauważyłam to, że dobra, jednak zrobiłaś więcej, ale tak poza tym ta kampania wypadła dobrze. Być może rok temu to byś jeszcze natrzaskała tego wszystkiego nie wiadomo ile, więc kolejny krok masz do przodu, że da się zrobić trochę więcej, być z tego wszystkiego zadowoloną i nie wyrzucać sobie za dużo.

Ja wiem, że to wszystko nie brzmi jakoś super patetycznie, natomiast czasami tak trudno oddać jakiś taki moment, w którym się jest, jakieś takie trudności, z którymi się człowiek mierzy. Natomiast wierzcie mi, że nawet przy jakimś takim małym przedsięwzięciu, może niepotrzebnie to umniejszam – ale nawet przy takim małym dla mojego mózgu przedsięwzięciu, jakim jest ta kampania mailowa, to jest i tak dużo drobnych rzeczy do ustawienia, skonfigurowania, sprawdzenia, poprawienia.

Przynajmniej dla mnie na tym etapie na którym jestem teraz. że dokładanie sobie kolejnych rzeczy potrafi być taką równią pochyłą, ale w dół. Człowiek jest coraz bardziej zmęczony, coraz bardziej zmęczony i okej, być może dzięki temu, że się robi dodatkowe rzeczy, to jest też fajniejszy wynik na koniec. Ale nie jestem w stanie tego wiedzieć, nie jestem w stanie tego zweryfikować, bo nie da się mieć równoległego świata i zasymulować tego, jakby to było, gdybym jednak zrobiła mniej. Nie da się po prostu.

Dostrzegajmy postępy

Hamowanie dla takiego mózgu, który chce więcej, chciałby ciągle lepiej i potrzebuje pracować nad wystarczająco dobrymi rozwiązaniami, nad wystarczającym obłożeniem pracą – tutaj dostrzeganie postępów jest naprawdę szczególnie istotne.

Zauważyłam też w ostatnich tygodniach, że częściej potrafię robić przerwy wtedy, kiedy siada mi skupienie. Częściej potrafię też zauważyć u siebie zmęczenie. I znów – dla kogoś, dla kogo nie jest wyzwaniem widzieć, że okej, mam gorszą koncentrację, a z czego to wynika? Być może z tego, że spada mi energia, to ja sobie zrobię małą przerwę.

Dla kogoś, dla kogo to jest naturalny sposób działania, to to, o czym ja mówię, to być może ktoś przewraca oczami. Ja nie mam z tym problemu. [śmiech] Spoko. Każdy człowiek ma po prostu inne wyzwania, inne trudności.

Uczę się wyłapywać sygnały z ciała

Jednym z bardzo istotnych moich jest umiejętność dostrzegania u siebie pewnych rzeczy, wyłapywania sygnałów z ciała. Też dzięki diagnozie ADHD, której opowiadałam w poprzednim odcinku, dużo lepiej rozumiem z czego to wynika. Dystrybucja uwagi przebiega trochę inaczej i o ile nie ma się takiej wypracowanej uważności na to, co się z człowiekiem dzieje, to jest dużo łatwiej to pomijać po prostu.

A żyjąc też w takim środowisku jako dziecko, gdzie nagradzane było osiąganie rzeczy, czy w pewnym sensie wyrażana była miłość bardziej wtedy, kiedy rzeczy były osiągane i ta praca stała na piedestale, to bardzo jest to silna pożywka dla wykształcenia w sobie umiejętności ignorowania sygnałów z ciała.

Kiedy w ostatnich tygodniach zaczęłam się przyglądać temu bursztynowi i zaczęłam zauważać, że kurde, potrafisz zrobić jakąś przerwę w ciągu dnia. Ej, to jest wow. Albo któregoś popołudnia zauważyłam, że jakoś tak fizycznie jestem zmęczona, była godzina 16-17. Tak daleko nie byłam mentalnie, żeby dojść do tego z czego to wynika. Nie potrafiłam ze swojej głowy odtworzyć wszystkich chyba klocków, które pozwoliłyby mi stwierdzić na pewno dlaczego o tej 16-17 tak się miałam.

Teraz do tego dochodzę, że być może złym założeniem jest to, że nie powinno się być zmęczonym o 16 lub 17. Inny wątek do przemyślenia. Ale zauważyłam to. Pamiętam, że nie było tak, że siedziałam dalej nad jakąś robotą, tylko faktycznie poszłam sobie chyba na kanapę z Tedim. Poleżałam, coś porobiłam, pewnie zrobiłam sobie jakąś kawę. bezkofeinową, którą ostatnio testuję, smakową.

Nawet potrafię sobie teraz przypomnieć to dziwne uczucie – to uczucie zauważenia tego i dania sobie prawa do tego, że no dobra, teraz odpoczywam. Podaję Ci takie bardzo moje przykłady, bo czyje przykłady mam Ci tutaj podać w podcaście? W końcu to mój podcast. [śmiech] Podaję Ci takie przykłady, które są dla mnie aktualne, które są takimi rzeczami, które mi teraz siedzą w głowie.

Nie chciałam też tych przykładów rozciągać w nieskończoność, ale oczywiście w tym kontekście uczenia się o ADHD i lepszego rozumienia ADHD, to tych przykładów jest wow. Jest naprawdę, naprawdę dużo. Metoda Bursztynu przy okazji ADHD się bardzo, bardzo, bardzo, bardzo przydaje.


Podobał Ci się odcinek?

SPRAWDŹ NEWSLETTER
Darmowe listy o produktywności bez spiny i organizacji życia w praktyce. Bezpośrednio na Twoją skrzynkę e-mail.

Zdjęcie: E-meshcheryakova


Przeczytaj też

Zostaw komentarz

Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, lubię ciasteczka Czytaj więcej