Pamiętam, że kiedyś bardzo frustrowało mnie, gdy ktoś opowiadał o jakimś problemie, ale nie dawał gotowego rozwiązania. Dzisiaj wiem, że czasem najlepsze co możemy dla siebie zrobić, to zostawić sobie przestrzeń na szukanie własnych odpowiedzi. Ten odcinek jest o tym, co się może wydarzyć, kiedy przestaniemy oczekiwać idealnej recepty i dajemy sobie czasem prawo do wątpienia, testowania, ale też do błędu.

Świat rzuca nam pod nogi tysiące wskazówek co robić i jak żyć. A ja jestem absolutnie przekonana, że można (i warto) znaleźć własną ścieżkę. Sensownie zarządzać sobą w czasie. Działać inaczej. Produktywnie, ale bez spiny. Że między jedną wskazówką zegara a drugą nie zdążysz wypić i tak zimnej już kawy. Że to osiągalne nauczyć się odpuszczać kiedy warto, robić kiedy trzeba i odpoczywać jak chcesz.
⠀
Między wskazówkami to podcast dla osób, którym stan przepracowania nie jest obcy. Jeśli zaczynasz prowadzić swój biznes po godzinach, tworzyć własną markę w Internecie lub zmieniasz branżę tak, jak ja kiedyś i Twój dzień pracy nie kończy się wraz z pojawieniem się wskazówki zegara na godzinie 16 – zapraszam.
⠀
W podcaście poruszam tematy takie, jak: produktywność, zarządzanie sobą w czasie, rozwój osobisty, psychologia, budowanie marki, działalność online, organizacja pracy, planowanie, zdrowie psychiczne, zdrowie fizyczne, szeroko rozumiany życiowy dobrostan.
⠀
Na stronie https://monikatorkowska.com znajdziesz notatki do wszystkich odcinków i wersje do czytania Jeśli chcesz więcej – zapisz się do mojego newslettera na https://monikatorkowska.com/newsletter. Otrzymasz informacje o nowych odcinkach, niepublikowane treści, a także dostęp do materiałów dodatkowych dla wybranych odcinków.
📧 Tu odbierzesz bezpłatne mailowe lekcje o skupieniu: akademiaskupienia.pl/lekcje
Nie zawsze potrzebujesz gotowego przepisu. W 92. odcinku podcastu Między wskazówkami opowiadam o tym, dlaczego własne rozwiązania działają najmocniej.
Notatki i pełny opis odcinka: https://monikatorkowska.com/092
🔥 Darmowy ebook „Jak odciążyć głowę z nadmiaru spraw w czterech krokach”: https://monikatorkowska.com/ebook
Lubisz mój podcast? Wesprzyj dowolną kwotą tutaj 👉 https://bit.ly/3GGWkw0
💁♀️ Bądźmy w kontakcie:
👉 Instagram: https://monikatorkowska.com/instagram
👉 Blog: https://monikatorkowska.com/
👉 Facebook: https://monikatorkowska.com/facebook
👉 YouTube: https://monikatorkowska.com/youtube
📧 kontakt(at)monikatorkowska.com

Wymienione w tym odcinku
Darmowe lekcje o skupieniu – tu się zapiszesz
Podkast – Dlaczego ludzie są szczęśliwsi w weekendy? [#061]
Podkast – Jak mądrze wybrać aplikację do zadań i nie przekombinować? Mój proces [#016]
Timer
Warto sprawdzić
Podkast – 4 oznaki, że potrzebujesz lepszego skupienia [#038]
Podkast – Dlaczego mamy ciągłe problemy z koncentracją? Oto 3 powody! [#076]
Podkast – Ekstremalnie szczerze o prokrastynacji. Posłuchaj, jeśli ciągle coś odkładasz na później [#083]
Podkast do czytania
W tym odcinku
- Czy potrzebujemy gotowych rozwiązań?
- Można robić coś z kimś
- Mój nowy timer
- Lubimy własne rozwiązania
- Warto wiedzieć, dlaczego coś działa
- Zadawaj sobie dużo pytań
- Małe zmiany potrafią się sumować
Czy potrzebujemy gotowych rozwiązań?
Jednym z elementów mojego intensywnego zastanowienia w ostatnich miesiącach – oczywiście na bazie własnego przykładu, a jakże, najbardziej mi znanego – jest to, czy my naprawdę potrzebujemy gotowych rozwiązań do różnych rzeczy. Na przykład do skupienia, bo jak wiecie, mam duży hiperfocus na skupienie. Wow, jakkolwiek to brzmi. Uwielbiam ten temat, pewnie to wiecie.
Ale co się dzieje, jeśli damy sobie jakąś przestrzeń do eksperymentowania, do popełnienia błędów, do wybrania czegoś, co być może się okaże nie do końca dla nas działające? Jakiś czas temu brałam udział w kilkunastostygodniowym szkoleniu, które dotyczyło coachingu ADHD. Była tam mowa o tym, że będziemy się skupiać na tym, w jaki sposób coś działa, na lepszym zrozumieniu tego, dlaczego tak się dzieje, a nie na gotowych strategiach, a przynajmniej nie na początku i niekoniecznie od razu.
A mój mózg lubi odpowiedzi, nie lubi czekać. Niemal na każdych zajęciach towarzyszyła mi taka myśl: no dobra, ale to co z tym zrobić? No dobra, ale to co jest tym rozwiązaniem? Dajcie mnie to rozwiązanie, ja chcę rozwiązanie. [śmiech] Śmieję się strasznie, bo pamiętam to uczucie. Zajęcia były fantastyczne, a jednocześnie chodziła za mną taka mała frustracja niemogąca się doczekać, kiedy my tutaj w jakieś strategie pójdziemy, bo to jest coś, nad czym mózg jest najbardziej sfokusowany – mój przynajmniej – ale po innych ludziach widziałam, że nie tylko mój.
Chyba nawet na początku dosyć mocno wybrzmiał ten temat, tylko mój mózg go nie zaakceptował albo potrzebował czasu, żeby sobie tę informację przetworzyć, o której zaraz powiem – niezależnie od tego, czy ma się ADHD, czy się nie ma, to dużo bardziej sobie cenimy na poziomie nie do końca świadomym te rozwiązania, które wymyślimy sami/same, bo wtedy ich własność jest pi naszej stronie. To my je stworzyliśmy.
Nie, że ktoś nam powiedział, ktoś nam narzucił, chociaż niekoniecznie możemy to postrzegać świadomie jako narzucanie, ale to nie po naszej stronie jest autorstwo tego rozwiązania. To jest takie słowo klucz. Ja zaczęłam zauważać po kilku tygodniach tych zajęć, że okej, te idealne rozwiązania dla wszystkich i gotowce nie zaczynają się pojawiać w tym kursie [śmiech] i mózg zaczął mi podsuwać swoje własne pomysły i własne rozwiązania.
To jest bardzo ciekawe – to nie było tak, że ja siedziałam i myślałam nad różnymi tematami, tylko te pomysły zaczęły się pojawiać w takich kompletnie z dupy momentach, kiedy ja nie robiłam nic związanego z tym tematem. Coś na zasadzie olśnienia.
Ja zdałam sobie sprawę z tego, że ja przecież wcześniej też miałam do czynienia z takimi treściami, gdzie ktoś mówi o tym, jak coś działa, dlaczego tak działa, jak wygląda jakieś zjawisko itd. Nie było gotowych rozwiązań. Faktycznie później mój mózg był w stanie tworzyć jakieś rzeczy dla siebie w taki jakiś sposób w tle. Założę się, że to ma jakąś fantastyczną, neurobiologiczną nazwę, tylko ja jej nie znam. Tylko ja z jakiegoś powodu nie pamiętałam o tym. [śmiech] Jakkolwiek to brzmi.
Albo w tym kursie liczyłam może na gotowe gotowce i inne rzeczy i nie poszedł tym tokiem myślenia, tym tokiem rozumowania. Żeby nie być gołosłowną i nie mówić o suchych rzeczach – był to czas, w którym intensywnie pracowałam nad swoim CV. To był dla mnie trudny temat i trudne zadanie, to robienie tego samodzielnie było naprawdę trudne.
Można robić coś z kimś
To było troszeczkę o strategii, że bardzo dobrze potrafi działać tzw. body doubling – chodzi o to, że mamy jakiegoś towarzysza, towarzyszkę tego, co robimy. Idealnie, jeśli ta osoba się też zajmuje w tym samym czasie. Symulacje takiego body doublingu dają nam coworkingi. Być może kojarzycie aplikację Focus Mate – tam można się spotkać z jakąś drugą osobą, zadeklarować się, że robimy coś i w ten sposób to będzie działać.
O ile mi ta koncepcja była znana i korzystałam z niej na różne cele, najczęściej do robienia rzeczy do sieci, tak z jakiegoś powodu dla mojego mózgu to nie było oczywiste, żeby umówić się z kimś na robienie tego CV, bo potraktował to zadanie w jakiejś innej magicznej kategorii, która nie przystaje do tego body doublingu? Nie mam pojęcia, więc będę z Wami zupełnie szczera, jaki tam był tok myślenia.
W pewnym momencie mnie olśniło, że ej, przecież mój kolega w tym momencie zajmuje się tym tematem i wiem, że jemu też jest ciężko. Ej, to może my się będziemy zdzwaniać i od rana będziemy siedzieć nad tym tematem? Mnie samą to bawi, jak o tym mówię, bo to wydaje mi się dosyć oczywistym rozwiązanie, kiedy zna się tę technikę i to podejście.
Ale czasami potrafimy być tak zafiksowani i tak ograniczeni do swojego obszaru problemu, że nie wszystkie rozwiązania widzimy od razu. Słysząc o tym, jak obecność wpływa na ludzi, a cały temat był na tym szkoleniu, to mnie olśniło: kurde, czemu ja sobie tak ograniczyłam korzystanie z tego? Przecież ja to mogę zrobić w ten sposób! Cudowna rzecz, cudowne olśnienie i mój mózg to wygenerował w totalnie przypadkowym momencie. Pewnie zmywałam naczynia albo coś innego robiłam. Albo wyrzucałam jakieś niedobrze pachnące bio śmieci. [śmiech]
Mój nowy timer
Ja lubię czasomierze. Lubię mierzyć czas. Wiem, że są takie osoby, które jak mają sesje skupienia czy jak pracują, to dla nich widok czasu jest rozpraszający. Ja też miewam takie momenty. Ale co do zasady, to dobrze na mnie działa. Można korzystać z timera online, można sobie włączać timer na telefonie, mogę sobie włączać timer na mojej opasce z zegarkiem. Ale żadna z tych metod nie była dla mnie wygodna i miała pewne minusy.
Na opasce, zanim w menu dojdę do timera, to jak na mój mózg niecierpliwy mózg to zajmuje za mózg. Nie pytajcie ile to jest klików czy tapnięć, bo pewnie pięć. Proszę nie oceniać, że dla mojego mózgu to jest dużo. Jak chce się korzystać z tego regularnie, to bywa upierdliwe przechodzenie przez to menu. Na komputerze z jakiegoś powodu mi się to nie do końca sprawdziło, bo zapominałam o tym, że ten timer jest otwarty w jakiejś zakładce i potem często się przestraszałam, że ten timer mi pika z jakiejś zakładki.
Co wymyśliłam? Że przecież mogę kupić timer wizualny. Tadam! [śmiech] Po prostu takie małe pierdzidełko. Ja akurat nie poszłam w takim kierunku, że to taki byle jaki timer, bo mój mózg to lubi ciekawsze rzeczy, więc jest wielokątem, wielościanem foremnym pewnie. W zależności od tego, na której ściance stoi, to zmienia mu się czas, który odmierza. To jest super ekstra. Uważam, że jest bardzo fancy.
Wystarczy że go przestawię o jedną ściankę i on już jest wstawiony i on odmierza. To jest szybkie, przyjemne i moje oko cieszy, że to jest taki fajny gadżet, który reaguje na to, jak jest postawiony. Zostawię do niego link w opisie. Cudowna rzecz, absolutnie banalna, która rozwiązała mi… Umówmy się – w skali problemów świata to nie są wielkie upierdliwości, że trzeba sobie timer ustawiać.Ale w skali tego, że ktoś ma coś, co go frustruje albo w przypadku timera na telefon, że jest dużo łatwiej, jak
się ten telefon chwyci wejść w miejsce, którego się nie chce albo po prostu zacząć coś innego robić i rozproszyć się, bo chwyciłam już ten telefon – to są drobne rzeczy, które w skali dni, tygodni się sumują do naprawdę czegoś większego, bo są elementami bardzo spersonalizowanymi własnego systemu działania.
Jestem też za tym – ja trochę to robiłam w tym podcaście – trochę trywializowałam o tych rzeczach, ale wcale tak nie jest, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. To nie jest tak, że wielkie rozwiązania robią największy efekt. Najczęściej suma tych małych rzeczy, które są najfajniej dobrane do nas, najlepiej nam działają, robią dużą robotę.
A poza tym dlaczego te własne rozwiązania działają często lepiej? To, co już się przewinęło po drodze – one są bardziej nasze. Być może kojarzycie efekt Ikea. Mamy więcej satysfakcji i bardziej nam się podoba to, w co my jesteśmy zaangażowani, gdy coś współtworzymy. Zaobserwowano, że ludzie dużo lepiej oceniają te meble, w których składaniu uczestniczyli w stosunku do mebla, który kupili gotowy i złożony.
Lubimy własne rozwiązania
Tak samo w przypadku rozwiązań związanych ze skupieniem czy z tym, w jaki sposób pracujemy – mamy większą ciągotę w kierunku tych rozwiązań, w których tworzeniu uczestniczymy albo sami je tworzymy, same od zera – kto pamięta odcinek o tym, dlaczego ludzie są szczęśliwsi w weekendy? Jeśli go nie znasz, to link zostawiam w opisie. Ten być może pamięta, jak wspominałam o teorii autodeterminacji Eda Deciego i Richarda Ryana, która mówi nam o tym, że mamy trzy podstawowe potrzeby psychologiczne jako ludzie: autonomia, kompetencja i przynależność.
Właśnie tworzenie rozwiązań czy uczestniczenie w tworzeniu rozwiązań dla siebie zapewnia nam przynajmniej dwie z tych trzech potrzeb. Autonomia, że coś nie jest mi narzucone z góry, tylko ja dokonuję jakiegoś wyboru i kompetencji – żeby dokonać tego wyboru, to muszę mieć jakieś pojęcie o tym. Albo pozyskałam te informacje od kogoś, czyli już mam te kompetencje i mogę to zrobić. To jest dla nas bardzo ważne.
To jest taka różnica pomiędzy, kiedy w czymś uczestniczymy, a kiedy bierzemy jakieś rozwiązanie na pałę, bo ktoś polecił – to jest taka różnica jak pomiędzy: wiem, że tak trzeba a wybrałam to, bo zrozumiałam, że coś u mnie działa w taki a nie inny sposób i dlatego to jest dla mnie dobre. To jest zasadnicza różnica.
Tu może się pojawić wtedy pytanie, czy to znaczy, że w ogóle nie warto podawać przykładów, jak coś robić, jak sobie radzić ze skupieniem? Czyli nie warto szukać tych przykładów i żadnych gotowców? Absolutnie nie. Warto to robić. Usłyszałam bardzo mądre zdanie jakiś czas temu, że nie wszystko trzeba robić najtrudniejszymi możliwymi sposobami. Warto korzystać z przykładów i szablonów. Warto dać jednak mózgowi trochę wcześniej wsad teoretyczny, żeby rozumieć w ogóle, dlaczego coś zostało zrobione tak, a nie inaczej.
Warto wiedzieć, dlaczego coś działa
Dlatego w tych moich podcastach jest sporo rozkminy o tym, dlaczego coś działa, jakie są możliwości, dlaczego coś robimy, co nas powoduje do robienia różnych rzeczy, do zachowywania się w taki a nie inny sposób – tego jest tutaj całkiem sporo i nie bez powodu. To zrozumienie podstaw ma znaczenie potem.
Warto dać mózgowi wcześniej taki wsad, żeby być w stanie zrozumieć co się dzieje i z czego wynikają później te przykłady, dlaczego ktoś wybrał takie a nie inne rozwiązanie. Okej, możemy mieć gotowiec, ale jeśli nie rozumiemy, dlaczego on jest taki, to może być trudno nam zrozumieć, to może być niemożliwe, dlaczego on jest w takim kształcie, a nie innym i to nie ma szansy zadziałać.
Jeśli interesujesz się szeroko rozumianą produktywnością i zarządzaniem sobą w czasie i tym, w jaki sposób optymalizować swoje działania, to na pewno kojarzysz Briana Tracyego, dzięki któremu w pewnym sensie upowszechniła się taka metafora, żeby zacząć dzień od zjedzenia żaby, czyli od najtrudniejszego zadania, które mamy do zrobienia.
Bo jak już zjesz tę obrzydliwą żabę, to już nic gorszego Cię nie czeka danego dnia i cała reszta będzie łatwa. To jest jedna z rzeczy, którą obalam w Akademii, że wcale nie jest taka oczywista. Okej, można to ograniczyć tylko do tego: to nie jest oczywiste i można jeszcze robić tak, siak czy owak i nie podać kontekstu dalszego, dlaczego to może nie działać albo na kogo to może bardziej działać, dla kogo jedno ma więcej sensu, a dla kogo drugie ma więcej sensu.
A to już zmienia zupełnie odbiór, bo daje naszemu mózgowi dodatkowe informacje do przetwarzania, do odniesienia do samego siebie. Bez tego informacje są suchymi informacjami. Jeśli trafiacie na jakieś przykłady, na jakieś schematy, ktoś przedstawia swój system robienia czegoś, to warto wyłapywać co ta osoba mówi na temat tego, jak ona podejmowała decyzje w ramach tego systemu, na jakie rzeczy zwracała uwagę, co było dla niej ważne, jaki jest jej kontekst życia, dlaczego robi tak, a nie inaczej.
Na to warto zwrócić uwagę i potem w szczegółach patrzeć co ta osoba pokazuje, a nie tylko patrzeć na to, co ona pokazuje i aplikować do siebie tak jak leci. To jest to, co możemy zrobić, żeby w mądry sposób uniknąć efektu pustej kartki.
Kiedy nie ma tych przykładów, to też nie jest dobre, bo może być efekt pustej kurtki, czyli okej, wiem coś i czasem jest tak, że generują nam się pomysły, ale czasami okej, ale teraz jestem zablokowana i nie wiem, gdzie ruszyć. Chciałabym zobaczyć, jak inni to robią i może to da mi lepszy punkt odniesienia. To też ma swoją wartość.
Zadawaj sobie dużo pytań
Co jeszcze możesz zrobić, zamiast szukać Idealnej metody i jakiegoś takiego gotowca gdzieś z zewnątrz? – to zadawać pytania, zadawać sobie dużo pytań, kiedy coś nam nie idzie albo kiedy chcesz coś zmienić. Co ludzie lubią często zmieniać? Ludzie często lubią zmieniać aplikacje do zarządzania zadaniami, jeśli są w tym światku interesowania się tym tematem. Dlaczego w ogóle chcemy to zrobić? Czasem odpowiedzi na takie pytania są bardzo ciekawe. Swoją drogą odpowiedzi na to, jak zmieniać takie aplikacje w bardziej sprzyjający sposób – nagrałam kiedyś odcinek na ten temat.
Co jest jeszcze ważne – notować rzeczy, które działają i które nie działają. Czasem jest tak, że my przejdziemy do tego eksperymentowania, że dochodzimy do tego momentu, że na dobrą metę musi być ten wysiłek po naszej stronie, że nie da się 1 do 1 czegoś skopiować, co robi ktoś w jakiś sposób, że to będzie na pewno działać u nas. Najczęściej to tak nie działa.
Tylko tutaj taki błąd, który się pojawia i wydawałoby się drobna rzecz, ale bardzo istotna w czasie, to notowanie własnych obserwacji. Notowanie rzeczy, które działają. Notowanie rzeczy, które nie działają. Kolejne testy i znów notowanie tego. To jest moje ulubione zdanie: „będę pamiętać”. Nie używam tego zdania, a przynajmniej mam nadzieję, że nie używam, bo bardzo się tego wystrzegam. Jeśli ktoś mnie kiedyś usłyszy, że tak mówię, to bardzo proszę mnie zatrzymać, bo to znaczy, że jestem w jakimś stanie delulu.
Nie, nie będę pamiętać – ja muszę sobie zapisać. Nasz mózg jest fajnym procesorem, ale jeśli chodzi o dysk twardy, to tak średnio bym powiedziała. Szczególnie jeśli chcemy tak przekrojowo coś analizować. A najczęściej przy takich rzeczach potrzebujemy trochę lepszych analiz, więc zapisujmy.
Warto działać nawet jeśli rozwiązanie, które aktualnie testujemy nie jest doskonałe. Widzimy, że może czasami nawet kupa wychodzi i nie zgrywa mi. Na przykład to robienie najgorszych zadań od początku dnia – okej, to to już jest ważna informacja. Być może właśnie w tym eksperymencie chodziło o to, żeby się tego dowiedzieć i to może być super wartościowe na przyszłość w naprawdę wielu kontekstach. Czasami można się zdziwić.
Małe zmiany potrafią się sumować
A małe zmiany, nawet jeśli wymyślimy coś bardzo małego, naprawdę potrafią się sumować. Podałam Wam tutaj przykład timera – to jest naprawdę pierdoła, a mam go półtora miesiąca albo dwa miesiące i on jest nadal w użyciu. Pamiętajcie, że mam ADHD, więc rzeczy się nudzą. A on jest dalej w użyciu. To jest naprawdę ewenement jakiś. Podkreślając totalnie istotną rzecz – jeśli słyszysz jakieś przykłady, jakieś gotowe rozwiązania: idealna metoda dla wszystkich na X (za X wstaw cokolwiek), to zdecydowanie warto przepuszczać wszystko przez sito, przez krytyczną wewnętrzną analizę tego, co słyszymy. Przez myślenie: dobra, a jak to się ma w ogóle do mnie? Czy to w ogóle ma sens?
Tak, słuchając tego podcastu, chociaż raczej nie mam takich odcinków, gdzie jednoznacznie mówię: tak, to jest metoda idealna dla wszystkich. Dobra, z wyjątkiem jednej – tzw. brain dumpu, gdzie wyrzucamy z głowy zaległe sprawy, różne rzeczy, które nam po głowie krążą. Ale i tu jest gwiazdka, bo można to robić na wiele różnych sposobów, więc nie jest to zerojedynkowe. Przy tej metodzie to jest jedna rzecz, gdzie ciężko mi znaleźć konkretny i zerojedynkowy przykład, że to się nie sprawdzi i będzie złe na dłuższą metę.
Ale w pozostałych przypadkach to raczej nie mam takich, gdzie bym mówiła zerojedynkowo. Ale i tak warto wszystko, co się słyszy przepuszczać przez sito i zastanawiać się, jak coś działa u mnie, a być może jest inaczej niż ktoś mówi, ja mam inaczej niż ten ktoś inaczej, więc ja muszę zrobić w inny sposób albo inaczej sobie dostosować do swoich potrzeb. To jest zdecydowanie podejście, które warto mieć na co dzień. Niezależnie od tego, o czym słyszymy.
Nie zawsze jest tak, że będziemy te rzeczy robić z pewnością, że to zadziała. Ba! Raczej będzie na odwrót. Czasem te najcenniejsze rzeczy, które robimy nie zaczynają się od pewności, tylko od myśli: nie wiem, ale zobaczymy albo sprawdzę, co ta Torkowska robiła, jak to jest zrobione i zastanowię się, jak to pasuje do mnie. Może właśnie wtedy powstaje coś, co naprawdę do nas pasuje.
Nie dlatego, że ktoś to wymyślił tak mądrze, tylko dlatego że to my sobie złożyliśmy to po swojemu.

Podobał Ci się odcinek?
SPRAWDŹ NEWSLETTERZdjęcie: Mark Fletcher Brown